Żyto i słonecznik to niezwykle smakowite połączenie. A najlepiej jeśli ma ono formę miękkiej i pachnącej bułeczki. Przepis na właśnie takie bułeczki przedstawiam poniżej.
Przepis
- 400 g mąki pszennej chlebowej (typ 750)
- 100 g mąki żytniej chlebowej (typ 720)
- 300 g wody
- 10 g drożdży świeżych lub 5 g drożdży suszonych
- 12 g soli
- ziarna słonecznika
Wymieszać wszystkie składniki z wyłączeniem słonecznika. Ciasto zagniatać na stolnicy lub w mikserze planetarnym przez 10 minut, aż do uzyskania wystarczająco silnej siatki glutenu. Wstępne wyrastanie: około 1 godziny, do podwojenia objętości ciasta. Przebić ciasto i podzielić na 10 równych porcji. Uformować bułeczki, zwilżyć z jednej strony i pokryć ziarnami słonecznika. Odstawić do końcowego wyrastania na blasze, ponownie do podwojenia objętości. Piec przez około 15 minut w temperaturze 200°C, aż do lekkiego zarumienienia.
Transkrypcja filmu
Pieczywo żytnie i prażony słonecznik. Myślę, że to jedna z najpyszniejszych kombinacji. Dziś upiekę żytnie bułeczki z ziarnami słonecznika. Pełny przepis można znaleźć na blogu.
Jaka jest Waszym zdaniem najlepsza kombinacja mąki i ziaren? Dajcie znać w komentarzach.
Składniki są dość proste. Pszenna mąka chlebowa jest podstawą, do której dodam trochę białej mąki żytniej. Oprócz nich, użyję też soli, wody i drożdży. Bułeczki pokryję ziarnami słonecznika.
Najpierw mieszam suche składniki. Woda i drożdże trafiają do miski. Zgrubnie je mieszam aby rozprowadzić drożdże. Następnie dosypuję mieszankę mąki i soli. Mieszam wszystko razem, po czym zagniatam na blacie dopóki nie wytworzy się dość glutenu. Ciasto jest z tych mniej wilgotnych, więc zagniatanie wymaga nieco siły. Z drugiej strony, nie jest specjalnie lepkie. Test okna potwierdza, że wytworzyło się dość glutenu, by utrzymać kształt bułek. Nie jest to najsilniejsza siatka glutenu, ale tutaj wystarczy. Zaokrąglam ciasto, wrzucam do miski i pozwalam mu wyrastać pod przykryciem dopóki nie podwoi objętości.
Fermentacja rozpoczyna się z momentem zmieszania wody, drożdży i mąki. Amylaza, enzym obecny w pszenicy i życie, rozkłada skrobię do prostszych węglowodanów, wśród których maltoza jest tym, który drożdże potrafią metabolizować. Jest przekształcana w alkohol etylowy i dwutlenek węgla. Ten ostatni zostaje uwięziony w siatce glutenu, co pozwala ciastu wyrastać.
Ciasto ładnie wyrosło. Przekładam je na stolnicę i przebijam. Ważę je i przechodzę do dzielenia go na dziesięć równych porcji. Formuję bułki spłaszczając kawałki ciasta, zawijając brzegi do środka i nadając im kształt kulki tocząc je po blacie, dociskając dłonią. Jedną stronę kulki posypuję mąką, żeby nie przykleiła mi się do dłoni. Drugą stronę zwilżam i wkładam kulkę do miseczki z ziarnami słonecznika. Ziarna przyklejają się do wilgotnego ciasta. Oto wszystkie bułeczki. Rozmieszczenie jest nieoptymalne; na pewno posklejają się brzegami podczas wyrastania. Mój błąd. A skoro mowa o wyrastaniu, czas pozwolić bułeczkom wyrosnąć. Daję im odpocząć póki ponownie nie podwoją objętości.
Gdy już są ładnie napompowane, wkładam je do nagrzanego piekarnika i piekę dopóki nie zaczną się lekko rumienić. Tak wyglądają po upieczeniu.
Bułeczki najlepiej smakują gdy są jeszcze ciepłe. Dziś na pewno zjem więcej niż jedną. Są miękkie jak gąbeczka. Miąższ ma zwartą strukturę i jest ciemniejszy niż zwykłe pszenne bułeczki. Aromat jest niesamowity. Smak jest złożony i harmonijny. Ziemiste nuty żyta stanowią świetne towarzystwo dla uprażonych nasion słonecznika. Pyszne!